Kolczyki papugi
Dłuższy czas nie zamieszczałam na blogu żadnych nowości,
ale to wcale nie znaczy, że się obijałam – wręcz przeciwnie :)
Ostatnio większość wolnych chwil spędzałam na zmaganiach
z nowym kolczykowym projektem – i mimo, że kosztował mnie
trochę nerwów, to finalnie udało mi się wyjść z tego starcia zwycięsko,
co zaowocowało takimi kolorowymi i nieco egzotycznymi kolczykami :-)
Projekt początkowo powstał w głowie i usilnie domagał się realizacji, nie dając mi spokoju :)
Wiecie, to takie uczucie, kiedy budzicie się rano i pierwsza myśl to właśnie ten konkretny
projekt, a potem jeszcze kilka razy w ciągu dnia myśli krążą wokół niego, niezależnie od tego
czy jestem na zakupach, robię obiad, sprzątam… Po prostu cały czas siedzi gdzieś z tyłu głowy
i atakuje w najmniej spodziewanym momencie :) I tak przez kilka dni, aż w końcu zdaję sobie
sprawę, że tym razem nie odpuści i dla świętego spokoju powinnam (albo muszę) spróbować.
Niestety, posiadał też jedną zasadniczą wadę, a mianowicie: wymagał użycia pewnej techniki,
która do niedawna była mi kompletnie obca, nie wiedziałam nawet jak „to” się nazywa :-)
Po dłuższym buszowaniu w Internecie poznałam w końcu tajemniczo brzmiącą nazwę „wytrawianie” (ang. etching), a po kolejnych godzinach spędzonych w sieci, wiedziałam już
z czym to się je… przynajmniej w teorii. A od teorii do praktyki to jeszcze długa droga :-)
Powiem pokrótce, że cały proces nie należy do najbezpieczniejszych, z uwagi na to,
że trzeba użyć rozpuszczalnika nitro, kwasu solnego, amoniaku… a więc przede
wszystkim należy się samemu dobrze zabezpieczyć przed wyżej wymienionymi
chemikaliami (rękawiczki, ochrona wzroku, maska chemiczna – bez tego ani rusz).
Na pewno przyda się jeszcze sporo cierpliwości, a gdy jesteśmy już dobrze zaopatrzeni,
to pozostaje nam próbować, próbować i jeszcze raz próbować – aż do skutku :-)
Gdyby kogoś ciekawiło jak mniej więcej kolczyki zostały zrobione,
to niżej wrzucam jeszcze kilka fotek z „procesu twórczego” :)
Zaczęło się od narysowania papugi ołówkiem, na zwykłej kartce :)
Po zeskanowaniu i niewielkiej obróbce w programie graficznym,
wydrukowałam w docelowym rozmiarze dwie sztuki
(jedna „normalna”, a druga w lustrzanym odbiciu).
Z mosiężnej blachy o grubości 0,5mm zostały wycięte kształty papug…
… które po wytrawianiu, oksydowaniu i polerowaniu prezentują się tak :)
Później przyszła pora na doczepienie piórek klejem jubilerskim:
oraz na wykonanie i zamontowanie sztyftów (z mosiężnego drutu + silikonowe baranki).
Tak wyglądają gotowe papużki :-)
Kolczyki są stosunkowo niewielkich rozmiarów:
długość całkowita razem z piórkami to 7cm,
natomiast same mosiężne papugi mają 3 x 1,5cm.
Dzięki temu są też lekkie i prawie nie czuć ich na uszach.
Jednak, mimo niewielkich gabarytów, na pewno zwracają uwagę
i mówiąc wprost: rzucają się w oczy – dzięki piórkom marabuta
w trzech energetycznych „papuzich” kolorach :)
Do tego fajnie się układają i lekko powiewają w ruchu – ale w tym wypadku
chyba musicie uwierzyć mi na słowo i wybaczyć brak zdjęcia na człowieku,
bo ja się do takich prezentacji nie nadaję, a nikogo innego nie mam pod ręką :)
…
PS: Kolczyki biorą udział w konkursie organizowanym przez sklep Royal Stone
(temat: Papugi) i jeśli komuś się podobają, to można oddać na nie głos –> tutaj
Przy okazji gorąco zachęcam do obejrzenia wszystkich prac biorących udział
w konkursie – momentami to prawdziwa uczta dla oczu i szczękowy opad :-)