Gruszka w butelce :-)
Pamiętam jakby to było wczoraj: równo 2 lata temu, przed Bożym Narodzeniem, natknęliśmy się w Lidlu na ciekawie wyglądający alkohol z… gruszką wewnątrz butelki. Jako, że pierwszy raz widzieliśmy coś takiego, zrobił na nas spore wrażenie (zresztą nie tylko na nas, bo obok zgromadziło się sporo klientów, każdy zdziwiony) – no i oczywiście zaczęliśmy się wszyscy zastanawiać jak to jest zrobione, jak włożyć gruszkę do butelki? :-) Miałam nawet zamiar kupić jedną flaszkę na prezent, ale cena (80zł) ostatecznie ostudziła mój zapał… jednak myśl zdążyła już zakiełkować i postanowiłam, że zrobię sobie coś takiego. Nie wiem jeszcze jak, ale zrobię! :)
No właśnie, teraz już doskonale widać co jest w środku :) Po dłuższym czasie mogę w końcu stwierdzić, że się udało. Duży wkład w odkrycie tajemnicy i powstanie tego „cuda” miał H. który pobuszował w Internecie i znalazł sposób jak włożyć gruszkę do butelki… bardzo jestem ciekawa czy zgadniecie jaki :-) Żeby podsycić Waszą ciekawość, powiem, że początkowo nawet przeszło mi to przez myśl, ale wydało się dość absurdalne… a jednak, ludzie to mają pomysły :)
A poniżej gruszka już w pełnej krasie, zalana „procentami”, żeby się dobrze konserwowała :)
Po wypiciu zawartości wskazane jest jej ponowne uzupełnienie, które zagwarantuje nam trwałość gruchy :) Żeby cieszyć się nią jak najdłużej, musimy ją zalać czymś mocnym – nie polecam np. nalewki (gruszkowej ani żadnej innej), bo wtedy „wyciągnie” nam wszystko z owocu i z gruszki zrobi nam się „sucharek”. Najbezpieczniej, gdy będzie to po prostu wódka :)
…
A na koniec zostawiłam najlepsze, czyli… wyjaśnienie zagadki :)
Przecież nie mogę Was tak długo trzymać w niepewności :-) Otóż, gruszkę musimy sobie w tej butelce zwyczajnie… wyhodować :) Zakładamy flaszkę wtedy gdy zaczyna się robić zawiązka, mocujemy na drzewie (np. taśmą klejącą) i… uzbrojeni w cierpliwość, czekamy kilka miesięcy, aż urośnie do odpowiednich rozmiarów. Wtedy delikatnie zdejmujemy, czyścimy butelkę i zalewamy procentami :-) Poniżej gruszka na etapie „rośnięcia”, tak to mniej więcej wygląda:
Jeśli macie swoją własną gruszę, to zachęcam do spróbowania w przyszłym roku – zdziwienie rodziny po prostu bezcenne :) Jest to również fajny pomysł na prezent, wystarczy tylko znaleźć ładniejszą butelkę (nasza to totalny vintage, chyba starsza ode mnie), dołączyć etykietkę wedle uznania, zapakować, wręczyć i obserwować reakcję :)
I tym sympatycznym gruszkowym akcentem kończę na dziś, życząc wszystkim udanego weekendu :-) Pogoda niestety przestała już być łaskawa – u nas od dwóch dni mokro, ciemno i zimno, 5 stopni na minusie, brrr…! Ale podobno ma się jeszcze ocieplić, mam nadzieję… :-)