Rok koralikowania
Sporo coś tych rocznic ostatnio – dwa lata prowadzenia bloga, rok cyklicznych kolorków u Danutki, za kilka dni rocznica naszego ślubu… :) A ostatnio, przeglądając archiwalne wpisy, uświadomiłam sobie, że właśnie mija rok odkąd przeszłam na koralikową stronę mocy :-)
Z jednej strony rok to całkiem sporo, ale z drugiej… przez cały ten czas powstało tylko 12 prac – czyli, jak łatwo policzyć, wychodzi jedna na miesiąc (więc generalnie raczej słabo) :-) Nadal nie mam zbyt wielkiego doświadczenia, mierzyłam się głównie z tutorialami dostępnymi w sieci, chociaż… kilka tworków jest kombinowanych po mojemu (w różnym stopniu), a dwa wisiory są całkiem autorskie – więc można powiedzieć, że jakiś postęp jest :)
Z tej okazji postanowiłam zrobić bardzo subiektywny roczny „remanent” – ot, tak ku pamięci :) Kulek do tego zestawienia nie zaliczam, bo posłużyły mi za „pierwsze koty za płoty” i przekonanie się o co w ogóle z tymi koralikami chodzi :) Rok temu pisałam, że planuję zrobić z nich kolczyki, ale oczywiście tego nie doczekały i jedyne czego najprawdopodobniej doczekają, to… sprucie :) Nie ma co ukrywać, idealne to one nie są… a pomyśleć, że na początku całkiem mi się podobały (nie wiem gdzie ja miałam oczy) :-)
Pierwsza przygoda z „piętnastkami” – na początku nie było lekko, ale potem jakoś poszło :) Do ideału też im trochę brakuje, ale właściwie jestem z nich całkiem zadowolona i nadal je noszę :)
Debiut z opleceniem rivoli, robione na 2 dni przed ślubem :) Prawdę mówiąc, do rozpoczęcia przygody z koralikami zbierałam się już wtedy od miesięcy, ale to właśnie chęć posiadania takowych kolczyków przesądziła sprawę :) Mają kilka małych niedociągnięć, na które jednak przymykam oko – po pierwsze dlatego, że nie rzucają się one w oczy, a po drugie jakoś tak z sentymentu… :)
Kolejny raz z kryształkami rivoli i pierwsza próba oplecenia „plecków”. Mają niedociągnięcie w jednym miejscu, ale i tak je kocham – to jest dokładnie to co mi w duszy gra :) Dzięki temu bardzo przyjemnie mi się z nimi pracowało i powoli rozmyślam nad innymi wersjami kolorystycznymi… może kiedyś przyjdzie na to czas :)
No tak, znów rivoli :) Najwyraźniej naszła mnie jakaś „faza” na te kryształki, ale co się okazuje – po początkowej wielkiej fascynacji widocznie zaspokoiłam swoją ciekawość na tyle, że… już więcej po nie nie sięgnęłam. Dopiero teraz sobie to uświadomiłam, robiąc roczny „remanent”. Trochę lipa, bo przecież tak fajnie się je obszywa (mam nadzieję, że nadal pamiętam jak się to robi) i tyle różnych kolorów i rozmiarów czeka sobie w szufladzie…
5. Parzenica
Tak naprawdę to chyba moja pierwsza koralikowa „duma” (dlatego, że projekt własny, nie bazowany na tutorialach, więc to był dla mnie swego rodzaju przełom) :-) Tak w ogóle to cud, że wyszła symetrycznie – przydało się skrupulatne wypisywanie wyliczeń na kartkach :)
Projekt znowu mój :) Jego realizacja przysporzyła mi sporo trudności i musiałam się trochę namęczyć, ale w końcu wyszło to co chciałam… no, może nie w stu procentach, ale i tak nie narzekam. Owszem, jest kilka rzeczy, do których można by się przyczepić… chyba już taka moja natura, że jestem bardzo czepialska w stosunku do swoich prac :-)
Niezwykle prosta i przyjemna w robieniu, ten wzór ma chyba same zalety. Cały czas sobie obiecuję, że muszę się w końcu zabrać za kolejną i… oczywiście na obietnicach się kończy :)
… do celtyckiej bransoletki w ramach akcji Biżuteryjek dla WOŚP :) Pierwsze spotkanie z koralikami Toho Treasure – świetnie się z nimi pracowało, wszystko takie równiutkie i nie ma się do czego przyczepić :)
Czworościany foremne – to od nich zaczęła się moja przygoda z koralikową geometrią. Wzór tych trójkącików jest jednocześnie prosty i efektowny, więc na pewno jeszcze się tu pojawi w takiej czy innej wersji… :)
Dała mi w kość przez to, że jest dość czasochłonna i powstawała w sumie przez tydzień (codziennie wieczorem, na spokojnie po jednym kwiatuszku) :-) W związku z tym raczej nie zapowiada się, żebym porwała się na kolejną – a już na pewno nie w bliskiej przyszłości :)
11. Icosahedron
Zdecydowanie moja największa duma w trakcie całej koralikowej „kariery” :) a zarazem dobry sprawdzian umiejętności. Tworzy komplet z geometrycznymi kolczykami i co tu dużo mówić – kocham go :-) Na początku chciałam zmienić mu nośnik, ale w miarę użytkowania okazało się, że ten łańcuszek sprawdza się idealnie, więc chyba zostanie na stałe.
12. Kula kwiatula
Najświeższa koralikowa praca, która gości na blogu od kilku dni. Jest to pusty w środku dwunastościan foremny – więc, jak widać, fascynacja koralikową geometrią trwa nadal :) Może ciężko w to uwierzyć, ale zdecydowanie bardziej dała mi w kość niż icosahedron – robiłam ją chyba ze dwa razy dłużej i stopień trudności też jakby większy – trzeba było się nieźle nagimnastykować. Po przyszyciu ostatniego kwiatka odetchnęłam z ulgą :)
…
Na zakończenie nie może zabraknąć zdjęcia rodzinnego :)
(Jest nieco prześwietlone i trochę przekłamuje kolory, ale za to dobrze tu widać rzeczywiste rozmiary biżutków)
Wyszło trochę długo, więc mam nadzieję, że jakoś dotrwaliście do końca :) Tradycyjnie, podziękuję jeszcze za mnóstwo przemiłych komentarzy, które ostatnio się pojawiły, życzę miłego dnia i już uciekam :) Ach, no i wyniki rozdania postaram się opublikować do piątku. Oj, ciężko będzie z wyborem, ale chciałam to mam… ;)