Buda dla psa :-)
Witajcie po dłuższej przerwie :-) Od mojego ostatniego wpisu minęło 7 miesięcy… wstyd, wiem – ale czasem tak bywa, że wszystko się kręci wokół pracy, a reszta zostaje gdzieś w tyle. Gdybym miał sam prowadzić tego bloga, to zapwne szybko umarłby śmiercią naturalną i nikt by tu nie zaglądał… na szczęście tak nie jest :-)
Przychodzę dzisiaj z postem, którego właściwie miało nie być, ale ostatnio pojawiło się w Art-Piaskownicy wyzwanie „dla zwierzaka” i stwierdziłem, że może pokażę coś co zmajstrowałem niedawno. Nic zaskakującego, rzecz bardzo prosta i zwyczajna, ale co mi tam, raz się żyje :-) Ale zacznijmy od początku:
Oto Charon… oficjalnie, bo na co dzień mówimy na niego zdrobniale: Charonik :-) Liczy sobie 7 lat i mimo, że wygląda na tym zdjęciu na słodziaka, to nie dajcie się zwieźć pozorom: tak naprawdę to chodzący niszczyciel, który drapie, kopie i tarmosi wszystko co się nawinie. Ma mnóstwo siły, nigdy się nie męczy, rozpiera go energia i jest gorszy niż 10 kotów razem wziętych… po prostu mały, ale wariat :-) W związku z tym nie za bardzo lubi przebywać w domu (chyba, że okazjonalnie potarzać się w pościeli), lepiej się czuje na zewnątrz, gdzie może broić do woli.
Jakiś czas temu zaczęliśmy się rozglądać za nową budą (poprzednią rozwalił…), ale wizyta w kilku sklepach utwierdziła nas w przekonaniu, że tak łatwo nie będzie… Co prawda jest sporo modeli do wyboru, wszystkie z zewnątrz piękne, zachęcające do zakupu, ale w środku… no właśnie, to jest ta gorsza część. Po pierwsze: większość w ogóle nie ocieplana, a jeśli już, to styropian albo nie zabezpieczony w ogóle, albo bardzo niechlujnie. Poza tym: cienkie deseczki, wszystko jakieś takie wątłe, niezbyt dobrze wykończone – a Charonik to takie małe tornado, więc budę musi mieć pancerną :-)
Koniec końców, nie znaleźliśmy nic spełniającego oczekiwania, więc stanęło na tym, że budę zrobię sam :-) Przede wszystkim miała być praktyczna i solidna; nie zależało nam na „idealnym” wyglądzie, więc nie kupowaliśmy nowych desek, tylko pozyskaliśmy je z rozbiórki starej szopy (w końcu recykling dobra rzecz) :-) Co prawda zdjęcia nie oddają faktycznej skali, ale to była naprawdę spora góra desek, a sama rozbiórka zajęła nam bite 3 dni.
Po wstępnej selekcji udało się wybrać w miarę jednakowe deski, o grubości 2 cm każda. Niestety nie mam zdjęć z poszczególnych etapów pracy (tak jak mówiłem – nie sądziłem, że ten post w ogóle się ukaże:)), ale to wcale nie było takie proste, łatwe i przyjemne, na jakie wygląda :-) Pierwszym etapem było dokładne oczyszczenie drewna (wyciąganie gwoździ, gdzieniegdzie usuwanie starej smoły), potem przepuszczenie desek przez heblarkę, szlifowanie i wygładzanie, a dopiero na końcu docinanie ich na wymiar. Część konstrukcyjna była co prawda najprzyjemniejsza, ale też trzeba było przemyśleć kilka rzeczy… Ostatecznie wyszło tak:
Buda składa się z dwóch części: legowiska i przedsionka. Wcześniej przeglądaliśmy w sieci różne projekty i takie rozwiązanie najbardziej przypadło nam do gustu, ze względu na to, że jest bardzo praktyczne. Przede wszystkim: jest cieplej i nie wieje :-) Przedsionek pełni funkcję osłony przed deszczem, śniegiem, również przed słońcem. Poza tym, jak się dopiero później okazało, pies bardzo lubi w nim przesiadywać i spędza tam sporo czasu (bo do legowiska wchodzi wyłącznie spać).
Buda jest od środka izolowana styropianem (2cm grubości) i dodatkowo zabezpieczona płytą OSB (1cm) – tak, żeby nie było żadnych szczelin (wiemy z autopsji, że nasz psiak wygrzebie wszystko jak znajdzie choćby najmniejszą szparę… potrafi być w tym względzie bardzo uparty) :) Wejście do legowiska (z podwyższonym progiem) znajduje się na końcu przedsionka, a całość stoi na drewnianych legarach, więc nie ma kontaktu z podłożem (a co za tym idzie: z zimnem i wilgocią). Na zdjęciu poniżej dobrze widać, że deski są ze sobą łączone na zakładkę – znowu kwestia ochrony przed wiatrem :-)
Dwuspadzisty dach zrobiłem z płyty OSB, bo zależało mi na tym, żeby był lekki – dlatego, że część nad legowiskiem jest zdejmowana, żeby można było łatwo posprzątać wnętrze i ewentualnie sprawdzić, czy psu w środku niczego nie brakuje. Natomiast daszek nad przedsionkiem jest przymocowany na stałe i celowo ma niewielki spadek – to znów rozwiązanie typowo dopasowane do Charona, który wręcz uwielbiał wylegiwać się na dachu swojej poprzedniej budy (i zgodnie z naszymi przewidywaniami to teraz jego ulubione miejsce do przesiadywania) :-)
Na koniec pozostało jeszcze tylko obić dach papą i zabezpieczyć budę impregnatem (po czym nieznacznie zmieniła kolor) i gotowe. Buda wyszła naprawdę solidna i ciężka, ledwie daliśmy radę ją przenieść kilka metrów :) Zdjęcia poniżej są już po jakimś czasie intensywnego użytkowania przez nowego właściciela (robione kilka dni temu, niestety jest szaro, ciemno i coraz szybciej zapada zmrok. Ania narzeka na ich jakoć, ale lepsze już chyba nie będą):
Zależało nam na tym, żeby Charonik ładnie zapozował ze swoim nowym domkiem… ale nic z tego! Jest bardzo żywiołowy i nawet sekundy nie usiedzi w spokoju. Mimo szczerych chęci, wielu prób (w tym przekupstwa) i innych „cudów na kiju”, zupełnie nic z tego nie wyszło. Nie udało się też zrobić zdjęć „z zaskoczenia” (wszystkie rozmazane), więc, chcąc nie chcąc, musiałem wystąpić w roli „trzymacza” :-)
Słowo się rzekło – buda leci do Art-Piaskownicy:
…
Pozdrawiam wszystkich zaglądających i do zobaczenia (mam nadzieję częściej) :-)