Wymianka w stylu vintage

wymianka w stylu vintage

To pierwsza „oficjalna” wymianka, na którą się zapisałam, aczkolwiek w tak zwanym międzyczasie wyszło, że chronologicznie będzie jednak druga w kolejności –
co nie zmienia faktu, że stresik był, ale jest chyba zawsze :)

Wymiankę zorganizowała Sylwia-Luna i „kopnął” mnie zaszczyt bycia jej parą wymiankową
(w tym momencie poziom stresu jeszcze wzrósł) :-)

Na pierwszy ogień pokażę to co przygotowałam :)

Pomyślałam sobie, że z decu nawet nie będę startować (w końcu Sylwia działa
w tej  technice od dawna, jest na wysokim poziomie i tylko byłby wstyd :))
więc sięgnęłam po coś, co w miarę mi wychodzi, czyli bielenie i transfery :)

I tak powstał pierwszy prezencik w postaci chustecznika:

chustecznik w stylu vintagePomysł nie jest mój autorski, jeśli chodzi o ułożenie grafiki w ten sposób – widziałam
podobny kiedyś w przepastnym internecie i prawdę mówiąc nie przypomnę sobie teraz
do kogo ten pomysł należał (bo nawet zdjęcia nie zapisałam) – ale zdecydowanie utkwił
mi w pamięci, bo bardzo lubię tą grafikę :)
Chustecznik był najpierw bejcowany na ciemno, a potem bielony, bielony i jeszcze
kilka razy bielony pastą, przez co widoczne są szarawe refleksy.
Jego koloru dokładnie nie określę, bo pierwszy raz wyszło mi „coś takiego” :)
w każdym razie jest to coś w rodzaju złamanej bieli z szarymi prześwitami.

Do kompletu (chociaż ciut się różnią) powstały świeczniki:

świeczniki w stylu vintageNa początku również były bejcowane, a później wieeele razy bielone, ale różnią się wykończeniem – są w kolorze złamanej bieli (ale szare refleksy są znacznie mniej widoczne),
a dodatkowo są poprzecierane na wszystkich krawędziach – a’la „shabby chic” :)
Otwory na świeczki zostawiłam ciemne, bez bielenia, i ten efekt całkiem mi się spodobał :)

Razem prezentują się tak :)

chustecznik i świecznikiNie mogło również zabraknąć jednego z moich „sztandarowych produktów”,
czyli biżuterii z grafiką – a skoro jesteśmy w temacie vintage,
to dorzuciłam jeszcze drobiazg w postaci naszyjnika z Marilyn Monroe :)

Do tego oczywiście trochę „przydasi”: serwetki do decu i rozmaite koraliki,
a na koniec słodkości (zdjęcia niestety nie zrobiłam, gapa ze mnie).

No – to by było na tyle z mojej strony…
… a w jutrzejszym poście pokażę jakie cuda dostałam :-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *