Biedronka wielofunkcyjna :)
Ja osobiście jak najbardziej, nie tylko ze względu na sympatyczny wygląd :)
To również bardzo pożyteczne chrząszcze, ponieważ żywią się szkodnikami,
głównie znienawidzonymi mszycami (dorosła biedronka zjada kilkadziesiąt
mszyc dziennie, a larwa potrafi zjeść ich kilkaset w ciągu swojego rozwoju).
Ponadto, niektórzy uważają, że ten mały owad przynosi szczęście, tak więc…
…w przypływie jakiegoś nagłego natchnienia postanowiłam sobie wymodzić
własną biedronkę, w formie broszki o płaskim spodzie i wypukłej reszcie :)
Kształt został wycięty ze starej deski, a potem nastąpiło dłuuugie szlifowanie,
żeby biedronka miała gładki i „opływowy” kształt :-) Potrzebne było również
lekkie rzeźbienie, żeby zaznaczyć jej linię łebka i nadać wypukłości skrzydłom.
Później nastąpiła chyba najprzyjemniejsza część, czyli malowanie. Starałam się,
żeby biedronka była możliwie podobna do żywego egzemplarza, ale właściwie
nie wiem na ile mi się to udało :-) Na koniec jeszcze kilka warstw błyszczącego
lakieru oraz montowanie czułków, które zostały zrobione z miedzianego drutu
i bardzo mocno przyciemnione (właściwie są w kolorze lekko wyblakłej czerni).
Ten egzemplarz do najmniejszych nie należy – mierzy sobie 7 x 5 cm (bez czułków) :)
W naturze takich okazów nie spotkamy (ponieważ zwykle mają 5-8mm długości) :-)
Jak wskazuje nazwa posta, jest to biedronka wielofunkcyjna :)
Głównie pełni rolę broszki, dzięki której możemy ożywić nasz
wygląd, przypinając ją np. do swetra, klapy marynarki, czapki,
szalika, komina… i ogólnie gdzie nam się żywnie podoba :-)
Dobrze się komponuje z szarością i nieśmiertelnym jeansem.
Sprawdzi się również jako ozdoba torebki, etui na telefon a nawet… jesiennego wianka :)
(Ma zapewne jeszcze więcej zastosowań, ale te akurat przyszły mi na szybko do głowy).
Biedronka tematycznie wpasowuje się w zwierzęce wyzwanie Szuflady:
…
A kolorystycznie… oczywiście na wrześniowe kolorki u Danutki.
Warunki spełnia, bo czerwieni jest tu więcej niż wymagane 50% :-)
Jeśli chodzi o mój osobisty stosunek do tego koloru, to właściwie ani mnie ziębi,
ani grzeje :) Czerwonych ciuchów mam dosłownie jak na lekarstwo – a jeśli już, to
toleruję je głównie w połączeniu z czernią. Jednak znacznie bardziej wolę bordo :-)
W moim domu też się raczej czerwieni nie znajdzie, chyba że w małych dodatkach.
Posiadam natomiast czerwony samochód – i darzę go sporym sentymentem, bo to
mój „najpierwszy” :) Model raczej mało znanej malezyjskiej marki Proton, liczy sobie
już „kilka” lat (w przyszłym roku osiągnie pełnoletność), ale spisuje się bez zarzutu.
Co prawda ostatnio częściej stoi niż jeździ (bo na co dzień używamy innego), ale na
szczęście sytuacja nie zmusza mnie do sprzedaży, z czego się cieszę, nie ukrywam :)
(PS: flagi już nie mam, bo mi ukradli) :)
Tym czerwonym akcentem żegnam się dzisiaj z Wami
i życzę miłego słonecznego tygodnia :-)