Pikantny krem z dyni z korzenną nutą
Dynia jest niekwestionowaną królową jesieni – pojawia się na naszych stołach od końca września, przez cały październik, listopad, a czasem nawet i grudzień. Teraz akurat można ją dostać bardzo tanio, więc aż się prosi, żeby wyczarować z niej coś dobrego, a propozycji jest naprawdę całe mnóstwo :) Dynia nawet po ugotowaniu nie traci cennych właściwości – a ma ich bardzo dużo – jest niskokaloryczna, bogata w B-karoten, potas, wapń, fosfor, witaminy z grupy B, do tego wzmacnia układ odpornościowy… dalej nie wymieniam, bo myślę, że już każdy poczuł się zachęcony :-) Na szczególną uwagę zasługuje coraz bardziej popularna u nas dynia hokkaido (widoczna na zdjęciu poniżej) – jest niewielkich rozmiarów, ma piękny pomarańczowy kolor i nie trzeba jej obierać ze skórki, co jest niewątpliwą zaletą dla niecierpliwych :)
Dzisiaj chciałabym Wam polecić niezastąpioną propozycję na coraz chłodniejsze jesienne wieczory, która rozgrzewa lepiej niż jakikolwiek grzaniec, pięknie pachnie, a dodatkowo świetnie smakuje :-) Chociaż sama dynia jest dosyć łagodna, jednocześnie jest bardzo dobrym „nośnikiem” smaków, dlatego można ją przyrządzać na wiele sposobów – jednak najbardziej lubię ją na ostro, w wyrazistym otoczeniu korzennych przypraw. Taka mieszanka chyba nie ma sobie równych, więc szczerze zachęcam do spróbowania :)
- 1 kg obranej dyni
- 4 ziemniaki
- 1 cebula
- 50 g masła
- 2 litry wody
- kilka ostrych papryczek
- chilli mielone
- cynamon
- imbir
- pieprz
- kurkuma
- opcjonalnie: goździki i anyż (najlepiej mielone), kostka bulionowa
- groszek ptysiowy lub pestki dyni (do podania)
Rozpuszczamy masło w garnku i podsmażamy pokrojoną w kostkę cebulę, aż do zeszklenia. Kroimy ziemniaki w kostkę i dodajemy do cebuli, smażymy kilka minut, często mieszając. Następnie wrzucamy pokrojoną w kostkę dynię, zalewamy całość 2 l wody i gotujemy około pół godziny. Jeśli ktoś lubi, można wrzucić również kostkę bulionową / rosołową w trakcie gotowania. Na koniec dodajemy mielone przyprawy: chilli, cynamon, imbir, pieprz, kurkumę, ewentualnie jeszcze goździki i anyż – w ilościach jakie komu indywidualnie odpowiadają – osobiście polecam nie żałować przypraw, zwłaszcza chilli i cynamonu :-)
Kiedy zupa przestygnie, miksujemy wszystko przy pomocy blendera. Właśnie w tym momencie polecam dodać świeże ostre papryczki (u mnie zerwane prosto z krzaczka). Potem przygrzewamy całość i podajemy oczywiście na gorąco – np. z groszkiem ptysiowym:
Zamiast groszku można też użyć grzanek lub… chrupiącej bagietki prosto z pieca (podajemy ją rzecz jasna pokrojoną na osobnym talerzyku, a nie wrzucamy do środka) :-) Kolejną wartą uwagi propozycją jest serwowanie zupy z uprażonymi wcześniej na patelni pestkami dyni. Bardzo dobrze komponuje się również z dużym kleksem gęstej i kwaśnej śmietany – przynajmniej nam zdecydowanie przypadło do gustu takie połączenie, ze względu na to, że fajnie przełamuje i podkreśla smak. Oczywiście można także dać wszystkiego po trochu: groszku, pestek oraz trochę śmietany – nawet próbowaliśmy tak zrobić (z ciekawości) i też wyszło nieźle. Grunt to znaleźć swoją ulubioną opcję, można eksperymentować do woli :-)
Tak trochę poza tematem i na marginesie – pewnie zauważyliście, że nadal walczę ze zdjęciami, tzn. próbuję się nauczyć fotografować jedzenie :-) Powiem tylko, że wcale nie jest to łatwe zadanie, ale próbuję wycisnąć z mojego aparaciku co tylko się da, dodatkowo pokusiłam się nawet o jakieś skromne aranżacje (sówka jest z Home&You gdyby ktoś pytał) :-) To wciąż nie jest jeszcze to co chciałabym osiągnąć i widzę, że jeszcze dłuuuga droga przede mną, ale… nieskromnie zauważam, że chyba jest poprawa, tak więc byle do przodu, może będzie lepiej :)