Kumulacja… :)
Nie wiem czym sobie zasłużyłam na tyle dobroci, ale wygląda na to, że chyba byłam bardzo grzeczna w tym roku, bo w okresie około-mikołajkowym zaczęło mi wyjątkowo sprzyjać szczęście :-) Co ciekawe, rok temu o tej porze miałam podobną kumulację dobrej passy… nie wiem z czego to wynika, ale chyba będę obstawać przy „mikołajowej” wersji :)
…
Od czego by tu zacząć… może chronologicznie :) W związku z niedawną wygraną w wyzwaniu Czas, trafił mi się bon o wartości 50zł do wykorzystania w sklepie Magia Tworzenia. Mam taki zwyczaj, że staram się pokazywać swoje łupy, żeby nieco przybliżyć ofertę sklepu (a właściwie jej malutki wycinek) tym, którzy jeszcze jej nie znają :) Odrobinę przekroczyłam wspomniane 50zł, ale myślę, że było warto :-) Na początek coś co przydaje się w każdym domu:
Trochę koralików z drewna i pędzel gąbkowy (świetna rzecz do malowania tła)
Z ciekawości wzięłam również metalowe narożniki i zapięcia do szkatułek:
Kule z przeznaczeniem na bombki (wiadomo, święta tuż tuż…)
Dużo arkuszy kolorowego filcu :)
Powoli (baaardzo powoli) przymierzam się do haftu koralikowego :)
I ostatnia rzecz – właściwie zupełnie do mnie nie podobna, bo… jeszcze nigdy nie używałam pasteli. Nie mam pojęcia co mnie podkusiło (może fajna paleta barw?), ale najwyraźniej ciekawość zwyciężyła i tym sposobem jestem bogatsza o pastele olejne i pastele do tkanin (te drugie szczególnie mnie interesują) :-) Jeszcze nie próbowałam nic rysować (nie wiem nawet czy w ogóle potrafię) i raczej zbyt szybko to nie nastąpi – najpierw musi mi się uleżeć ten pomysł… a potem zobaczymy :-)
Idąc dalej:
Niedawno wzięłam również udział w konkursie Werandy Country
na swoje „popisowe danie”. Zgłosiłam się właściwie bez większej nadziei,
ale najwyraźniej zupa z dyni urzekła jury (a może jednak to urok sówki?) :-)
Tym sposobem zostałam jedną z 4 osób, do których powędrował bardzo zacny zestaw
w postaci pięknej karafki i 6 kieliszków do likieru Crackle z kolekcji Krosno Handmade.
Nagroda dotarła na dzień przed mikołajkami, więc podejrzewam,
że sam Święty prawdopodobnie miał w tym swój udział… :-)
Natomiast wczoraj spotkała mnie kolejna radosna wiadomość:
naszyjnik ze skrzydłem motyla został doceniony w Szufladzie! :)
Otrzymał również tytuł „Wybór Beading Polska”, więc ma szansę
znaleźć się w magazynie :) a jeśli pojawi się tam razem z parzenicą,
to już w ogóle będę skakać pod sufit z radości :)))
Ale chyba najbardziej z tego wszystkiego zaskoczył mnie mój prywatny „Mikołaj” :) Kiedyś (już ładnych parę miesięcy temu) coś tam wspominałam, że fajnie byłoby mieć młynek dziewiarski, ale w życiu się nie spodziewałam, że… znajdę go w sobotni poranek w paczce :) Tym bardziej, że sama zdążyłam już o nim zupełnie zapomnieć :-) Oczywiście musiałam natychmiast wypróbować nową „zabawkę” – a ponieważ nie dysponuję jeszcze żadną włóczką, włożyłam zwykły lniany sznurek (ten, z którego robię naszyjniki) – i okazuje się, że też działa :) Przy odrobinie wolnego czasu spróbuję ukręcić jakiś zamotek – mam nadzieję, że zdążę zanim nadejdą porządne mrozy :-)
No i już, koniec :) Co prawda zostało mi coś jeszcze do pokazania, ale to już innym razem – w końcu co za dużo, to nie zdrowo :) Bardzo dziękuję Wam za odwiedziny i pozostawiane komentarze, które zawsze miło jest czytać, zwłaszcza wieczorem, z kubkiem gorącej herbaty… :)