„Najpierwsze” pisanki :)
Trochę mnie tu nie było, ale tak to już jest, że nawał różnych spraw nie sprzyja tworzeniu… Na domiar złego dopadło mnie jakieś przedwiosenne przesilenie i wena najwyraźniej postanowiła zrobić sobie dłuższą przerwę niż początkowo zakładałam… ale uzbrajam się w cierpliwość i spokojnie czekam aż wróci – w końcu kiedyś musi :)
Natomiast do napisania tego posta natchnęła mnie zabawa w „oswajanie” decoupage, do której mam zamiar się przyłączyć – co prawda jestem już trochę „oswojona”, ale po decu sięgałam zdecydowanie zbyt rzadko, a to przecież taka fajna technika, dająca ogrom możliwości :) Tak sobie pomyślałam, że w ramach „nastrajania się” do powrotu, pokażę moje pisankowe początki – data wykonania zdjęć: marzec 2012, a więc równo 3 lata temu :)
W swoich zbiorach miałam 3 serwetki z identycznym motywem (ale w różnych kolorach), więc na pierwszy ogień postanowiłam zrobić komplet pisanek. Motywy są z obu stron takie same, a na zdjęciach jajka są pokazane „od frontu” i z boku.
Pierwsza czarno-biała:
… którą zresztą zepsułam, ale mimo wszystko pokazuję jak NIE należy robić :-) Serwetkowe motywy wycinałam nożyczkami i na dwóch pierwszych jajkach udało mi się dobrać niemal identyczny kolor tła, a na tej trzeciej już nie – przed lakierowaniem odcień był bardzo zbliżony, ale po zalakierowaniu pokazała się spora różnica. Na żywo nie wygląda to tak źle jak na zdjęciach (aparat jak zwykle wyolbrzymia wszystkie błędy), ale i tak zadowolona nie jestem.
Natomiast cały komplet prezentuje się całkiem nieźle i nawet zdążyłam go polubić :) Wszystkie trzy jajka to naturalne gęsie wydmuszki, które wykończyłam perełkami i dodałam wstążki do zawieszenia (można je w każdej chwili wyjąć).
A niżej pierwsza próba z jajkiem styropianowym – taka pisanka ma tę zaletę, że jest nietłukąca :) To był również mój pierwszy raz z profesjonalnym papierem do decoupage, po którym stwierdziłam, że chyba jednak wolę serwetki :) Papier trzeba dokładniej wycinać i zdecydowanie trudniej jest go wtopić w tło, a już na pewno trzeba położyć więcej warstw lakieru. Natomiast jeśli chodzi o plusy: nie trzeba się martwić, że tło będzie przebijać, może być nawet czarne. Poza tym nic się nie marszczy i nie robią się „pęcherze” :)
Mam nadzieję, że tym wpisem sama się zmotywuję i już niedługo zasiądę do pierwszych w tym roku pisanek – bo to całkiem przyjemne zajęcie, tylko trzeba się odpowiednio „nastroić” (a ja póki co wcale nie czuję, że święta już za miesiąc, kiedy to zleciało?) :-)
Wam natomiast jak zawsze dziękuję za wszystkie odwiedziny i zostawiane komentarze, życzę miłego wieczoru – i do następnego razu :)