Skrzynka na wino
Sezon ślubny w pełni, więc i nam trafiła się ostatnio taka uroczystość w rodzinie :) Pomysł na upominek dla nowożeńców przyszedł mi do głowy stosunkowo szybko (zwłaszcza, że mamy w zapasie trochę wina własnej produkcji:)), nieco gorzej było jednak z realizacją (pewnie pamiętacie, jak w kilku poprzednich postach permanentnie narzekałam na brak czasu i, jak można się domyślić, to właśnie on był tego przyczyną).
Tak więc na dzień przed wspomnianym ślubem obudziłam się nie mając zupełnie niczego… oprócz myśli, która nie nadaje się do zacytowania w tym miejscu :) Już dłuższy czas nie sięgałam po decoupage, ale mimo wszystko postanowiłam zmierzyć się z tą skrzynką (chociaż podświadomie byłam już pogodzona z ewentualną porażką… na szczęście niepotrzebnie) :-)
Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się, czy da się wykonać pracę takich gabarytów w jeden dzień (włączając w to: dokładne szlifowanie, kładzenie 5 warstw farby, potem znowu szlifowanie, wycinanie i przyklejanie motywów, robienie transferu, a na koniec kilka warstw lakieru), to… już teraz będziecie wiedzieć, że owszem da się :))) Oprócz wymaganej dobrej motywacji przydadzą się jeszcze 30-stopniowe upały, żeby wszystko błyskawicznie wysychało – i już mamy przepis na sukces :) Ach, zapomniałabym: jeszcze cierpliwość – bardzo ważna… o ile nie najważniejsza :)
Właściwie wszystkie etapy powstawania opisałam powyżej, więc jeszcze w ramach rozwinięcia mogę dodać, że tulipany trzeba było dokładnie wyciąć z serwetki (miała beżowe tło, więc niestety nie dało się iść na łatwiznę) :-) Zależało mi na tym, żeby motyw układał się w jedną całość po zamknięciu wieczka – trochę się nakombinowałam, bo to wcale nie takie proste, jak mogłoby się wydawać. Na koniec został mi jeden samotny tulipan i zastanawiałam się czy przykleić go na spodzie pudełka, czy w środku… jak widać, wygrała opcja ze środkiem i wydaje mi się, że tak jest chyba fajniej (bo w końcu kto by tam patrzył na spód) :-) Jeszcze w międzyczasie mi się ubzdurało, żeby napisy zrobić tą samą czcionką, która jest na zaproszeniach – rzecz w tym, że takiej nie posiadałam, ale przekopałam internet i na szczęście udało się ją znaleźć :)
Chciałam, żeby było możliwie „czysto”, świeżo, bez przeładowania i… po prostu „ślubnie” :)
Jeszcze mała galeria zdjęć, od ogółu do szczegółu:
Ostatnie zdjęcie – z zawartością :) Sorry za powalającą jakość, ale było robione dosłownie w biegu na pół godziny przed uroczystością i lepszego już mieć nie będę. Etykietka utrzymana w starym stylu, też zaprojektowana przeze mnie (poznajecie tulipany? – te same co na skrzynce) :) Z drugiej strony butelki były jeszcze życzenia i dedykacja, ale w pośpiechu już fotki nie zrobiłam…
Linkowe party trwa nadal, więc nie może mnie tam zabraknąć :)
…
Jeśli wierzyć prognozom, to po chwilowym ochłodzeniu znów zapowiada się powrót upałów. Mój termometr pokazuje obecnie 26 stopni w cieniu, ale na zewnątrz jest tak nieprzyjemnie duszno, że mam wrażenie, jakby było co najmniej 36… Nie narzekam, zawsze to dobry powód, żeby zafundować sobie dużą porcję lodów z owocami i bitą śmietaną :) Udanego tygodnia wszystkim życzę i do zobaczenia gdzieś tam na blogach ;)