Jesienny zamotek
Już prawie rok minął od kiedy mój prywatny Mikołaj sprezentował mi młynek dziewiarski – zdążył więc wreszcie nabrać tak zwanej „mocy urzędowej” i korbka poszła w ruch :) W sumie najwyższa pora, bo dni już coraz chłodniejsze i niewątpliwie przyda się coś do ogrzania szyi.
Tak przy okazji, zastanawiałam się ostatnio nad nazewnictwem, bo w sieci można spotkać różne określenia tego włóczkowego ni to szala, ni to naszyjnika :) Przykładowo, wpisując w google „zamotek”, otrzymamy obecnie około 55700 wyników, „zamotka” z kolei 53700… oczywiście jest jeszcze „otulacz”, „ocieplacz” i kto wie co jeszcze – ale dla mnie to już chyba zawsze będzie „zamotek”. I to wcale nie dlatego, że ma najwięcej wyników :) Po prostu z taką nazwą spotkałam się już dawno temu, na kilku blogach, które odwiedzam – i tak mi zostało. A zresztą, nazwa to przecież rzecz drugorzędna, nie ma sensu zawracać sobie tym głowy :-)
Wracając do zamotka :-) Na pierwszy ogień poszła śliczna włóczka (ALIZE Diva Batik Design 3243), która zachwyciła mnie kolorystyką (i tylko dlatego ją kupiłam – bo tak w ogóle to na włóczkach znam się jak kura na pieprzu) :) Zabawy było przy kręceniu co nie miara i mój Małż też nie mógł odmówić sobie tej przyjemności (tak mu się spodobało, że ukręcił nawet więcej ode mnie… w dodatku szybciej:)) Z jednego motka 100g (około 350 metrów włóczki) powstał jeden długaśny sznur, dokładnie 22 metry, co daje ogromne możliwości układania na szyi :)
Do zamotka dołączony jest długi pasek zamszowej skóry, który można też nosić osobno jako bransoletkę (zawinięty 3 razy na nadgarstku). Łatwo poskramia włóczkę, może stanowić element dekoracyjny, ale też w zależności od upięcia można nim szybko regulować długość: od luźnego naszyjnika do ciasno okalającego szyję komina. Bardzo lubię kiedy coś jest fukcjonalne, ale w tym przypadku aż sama się zdziwiłam na ile sposobów można nosić taki niepozorny sznurek z młynka! :) Ciężko byłoby to opowiedzieć słowami, dlatego wrzucę kilka zdjęć pokazujących (zapewne jeszcze nie wszystkie) możliwości motania, zwijania i skręcania :)
…
Nie mogłam sobie odmówić jeszcze jednej rzeczy na koniec…
Oto wyjaśnienie dlaczego tak bardzo spodobał mi się kolor: bo pasuje do glanów ;)
Tak się teraz będę „bujać” po mieście, a co! :)))
I tym kolorowym akcentem (w ten pochmurny dzień) żegnam się dzisiaj z Wami, przy okazji życząc dużo słońca, uśmiechu i pogody ducha. Nie dajcie się paskudnej jesiennej aurze :)