Przetwory z gruszek
Ostrzegam, że dziś będzie kulinarnie i długo :) Długo dlatego, że tegoroczne gruszkowe plony zdecydowanie przeszły nasze najśmielsze oczekiwania – nawet gałęzie nie wytrzymywały pod naporem owoców, tyle tego było. Rodzina obdarowana, ja z kuchni prawie nie wychodziłam, próbując to jakoś przerobić (szkoda przecież, żeby się zmarnowało), zużyłam cały zapas butelek i słoików, a mimo to miałam wrażenie, że wcale ich nie ubywa… aż wreszcie przed weekendem udało się: ostatnią gruszkę wpakowałam do ciasta i koniec – rety, jaka to ulga! :))) Dzisiejszy post zatem „ku pamięci”, bo w przyszłym roku pewnie gruszek nie będzie (planujemy dość ostro przyciąć drzewa) – i w sumie dobrze, bo już prawie nie mogę na nie patrzeć :-)
Na początek postanowiłam zainwestować w soki :) Najzdrowsze są oczywiście te tłoczone na zimno – wychodzą dość gęste i wysokoresztkowe (co widać na zdjęciu). Po umyciu, obraniu i usunięciu gniazd nasiennych z gruszek, trzeba je przecisnąć np. przez sokowirówkę (u mnie robot kuchenny z funkcją wirówki). Najlepiej rzecz jasna wypić świeżo wyciśnięty sok (taki ma najwięcej witamin), ale jeśli chcemy go zachować na zimę, konieczna będzie pasteryzacja: przelewamy go do wyparzonych butelek i pasteryzujemy około 20 minut od zagotowania się wody. Rozwarstwienie soku jest procesem całkowicie naturalnym i nie należy się tym przejmować, wystarczy wstrząsnąć butelkę przed otwarciem :)
Inną opcją są soki z sokownika – te z kolei są wyciskane pod wpływem gorącej pary i znacznie bardziej „przejrzyste”. Plusem jest to, że mniej trzeba się przy nich narobić – wystarczy umyć, obrać i pokroić owoce (najlepiej w kostkę), wrzucić do naczynia, a reszta już robi się sama (no, raz na jakiś czas warto przemieszać, ale nic poza tym) :-) Jeżeli zlewamy gorący sok do butelek, nie trzeba go dodatkowo pasteryzować, wystarczy postawić do góry dnem i zakrętki powinny się same „wklęsnąć”. Minusem z kolei jest to, że podczas takiej obróbki cieplnej część witamin pójdzie sobie do atmosfery… ale i tak jest to lepsza alternatywa dla soków kupowanych w sklepach – ba, nawet nie ma porównania :)
Wszystkie soki robiłam bez dodatku cukru – gruszki same w sobie są już wystarczająco słodkie i na pewno taki sok spokojnie postoi przynajmniej kilka miesięcy. Dobrym pomysłem jest też dodanie do gruszek przypraw korzennych: cynamonu, goździków, anyżu, imbiru – wtedy sok niesamowicie pachnie, a do tego jak smakuje! Polecam, zwłaszcza na gorąco (i już nie mogę się doczekać, aż będziemy sobie zimą popijać takiego gruszkowego „grzańca”) :-)
Czytając trochę w necie na temat soków z sokownika, na wielu stronach natknęłam się na informację, że po wyciśnięciu soku, resztę owoców się… wyrzuca (część osób twierdzi, że do niczego się już nie nadają, chyba, że do robienia wina). Ne wiem jak to jest, ale dla mnie to trochę przesada wyrzucać takie fajne rzeczy :) Owocową pulpę, która zostaje, wrzucam na chwilę do woka, zagotowuję, ewentualnie doprawiam (ale znów bez cukru), przekładam do wyparzonych słoików i mam fajny gruszkowy mus, który można wykorzystać np. do naleśników :)
Podobne gruszki można również zrobić bez sokownika – po prostu umyć, obrać, pokroić w kostkę, wrzucić do dużego garnka i gotować na wolnym ogniu, co jakiś czas mieszając i czekać, aż część soku odparuje, a masa zrobi się gęstsza. Znów polecam dodatek przypraw korzennych – bardzo pasują :) W tej wersji owoce nie są takie miękkie i „rozciapane” jak powyżej, zdecydowanie czuć twardsze kawałki (i takie osobiście wolę) – oczywiście wszystko zależy od czasu gotowania: im dłużej, tym gruszki bardziej miękną.
Kiedy powoli zaczynałam mieć już dość zabawy z gruszkami (a na drzewie było ich jeszcze sporo:)), postanowiłam zrobić coś prostego i szybkiego, czyli gruszki w słodkim syropie (no tak… w końcu, niestety, coś z cukrem – ale zamiast białego dałam trzcinowy, a do tego trochę miodu i już jest nieco lepiej) :-) Na 1 litr wody potrzeba około 400 gramów cukru; taki syrop należy najpierw gotować około 15 minut, a po tym czasie wrzucać do niego obrane i pokrojone (w połówki lub ćwiartki) gruszki i gotować je przez kolejne 5 minut. Następnie wyjąć, przełożyć do słoików (wyparzonych), zalać gorącym syropem i postawić na zakrętce.
No i oczywiście dla chętnych – strefa etykietek:
do wyboru, do koloru (pod warunkiem, że czarno-białe) :)
Gruszkowe grafiki znalezione na Wiki Commons (Cours complet d’agriculture by François Rozier)
A skoro już jesteśmy w temacie, to może zainteresują Was archiwalne gruszkowe wpisy :)
(kliknięcie na obrazek przenosi do odpowiedniego posta)
No to się rozpisałam… a miałam tylko na chwilę zajrzeć do wirtualnego świata i zobaczyć co tam u Was słychać (przez cały dzień nie było prądu i człowiek już się czuje taki odcięty od cywilizacji) :-) Już się zbieram i uciekam pod kocyk, bo coś mnie dzisiaj połamało – wszystkie mięśnie mnie bolą (nawet takie, o istnieniu których nie miałam pojęcia:)), grypa jakaś czy co… Wszystkiego dobrego w nadchodzącym tygodniu, trzymajcie się ciepło! :)