Znów zielony… :)
…i znów „odgrzewany kotlet”. A to wszystko dlatego, że nie wiem gdzie mi ktoś cały miesiąc ukradł – ledwie się luty zaczął i… już się skończył. Dobrze, że dzisiaj jest taki dodatkowy dzień, który przypada raz na 4 lata, to przynajmniej zdążę post opublikować :)
Parafrazując klasyka: anioł jaki jest, każdy widzi :) Niektórzy odwiedzający znają je przecież aż za dobrze (i zapewne przez myśl przebiegło im coś w stylu „znooowu?”:)) dlatego daruję sobie kwieciste opisy… zresztą, pisać nie bardzo jest o czym ;)
Anioł to oczywiście w głównej mierze wycięta stara deska, a na niej bejca do drewna, farby akrylowe, patyna, złota pasta i niewielki motyw bluszczu z pasty strukturalnej, a na koniec kilka warstw lakieru :) Kolor sukni to tym razem zieleń wpadająca w morski odcień, a nie taka świeża i wiosenna jak poprzednio. Myślę, że tamten kolor jednak lubię bardziej :)
Anioł może sobie stać lub wisieć (z tyłu na aureoli posiada chowany haczyk do zawieszenia), a dzięki niewielkim rozmiarom (ok. 19cm wysokości) nie zajmuje dużo miejsca. Refleksy ze złotej pasty fajnie połyskują w świetle (zwłaszcza słonecznym), ale ten efekt ciężko odpowiednio uchwycić na zdjęciach – tzn. coś tam widać, ale to nie to, co na żywo :)
No i to by było na tyle :) Starałam się bardzo streszczać, bo ostatnio oboje jesteśmy strasznie zarobieni, a ten tydzień zapowiada się naprawdę… ciężko, w biegu i w rozjazdach. I pracowicie. Ale nie ma tego złego, przynajmniej są nowe ciekawe wyzwania, projekty i eksperymenty… :-) A przy okazji – widzieliście już może nowy tutorial na blogu Royal Stone? :-)
Pozdrawiam poniedziałkowo i życzę wszystkim udanego tygodnia :)