Bransoleta Viperscale
Zanim na dobre poznałam chainmaille, traktowałam bransoletki trochę „po macoszemu” i był to mało lubiany (i rzadko robiony) przeze mnie element biżuterii… Jednak za sprawą zabawy ogniwkami, sporo mi tych bransoletek przybyło, a przy okazji moje zdanie o nich zmieniło się o 180 stopni :-) Ostatnio doszłam do wniosku, że to właśnie forma bransolety jest wprost idealna do nauki nowych rzeczy w tej technice: na tyle długa, żeby zrozumieć i dobrze przećwiczyć konkretny splot, a jednocześnie nie tak bardzo „ogniwkożerna”, czaso- i pracochłonna jak np. naszyjnik :)
No, to skoro już jesteśmy przy nowościach: cały czas powolutku odkrywam różne nieznane rejony (co zresztą uwielbiam robić), a teraz mogę sobie „odhaczyć” kolejny splot: Viperscale, który zawiera w sobie połączenia perskie i europejskie. Jego nazwę można przetłumaczyć jako „łuska żmii” (i w sumie coś w tym jest), a w roli testowej oczywiście bransoleta :)
Poskładałam ją z ogniwek w kolorze gunmetal i jasnego srebra (z ilościową przewagą tych drugich), o współczynniku AR około 6 (OD=8mm). Połączenie kolorów niezbyt odkrywcze, ale za to „bezpieczne”, klasyczne i uniwersalne – zawsze się sprawdza :)
Bransoleta wyszła całkiem solidnie i masywnie, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że w porównaniu do Elfsheet’a wypada trochę blado (zresztą, na jego tle chyba większość moich ogniwkowych poczynań będzie wyglądać „biednie”) :-)
Viperscale jest dość „wiotki”, giętki i lejący, dzięki czemu bransoletka dobrze się zgina i miękko układa się na nadgarstku. Jednocześnie jest też solidny, mocny, no i w końcu wizualnie też niczego sobie: ma swój „charakterek” :-) Początki pracy nie były może najłatwiejsze, bo chwilę mi zeszło, żeby załapać jak się go robi, ale myślę, że teraz już się polubimy.
Długość całkowita bransolety wraz z zapięciem wynosi 20 cm, szerokość 1,5 cm, a jej waga to 24 gramy. Docelowo trafi do „mężowej” szkatułki, ale oczywiście i tak klasyfikuję ją jako „unisex”, bo przecież wcale nie musi zdobić męskiego nadgarstka ;)
…
Bransoleta jest moją trzecią (i ostatnią póki co) propozycją na lekcję 10:
…
Pogoda niestety nie uległa poprawie, wręcz przeciwnie, dlatego dzisiaj nie będzie nawet fotki w plenerze – nie wychodzę, nie ma mowy :) Nawet rozpisywać mi się nie chce i jakoś nie mam weny, więc post wyszedł raczej zwięźle. Dziękuję, że zaglądacie, pozdrawiam ciepło spod koca (i kota) na kolanach i do zobaczenia na blogach :-)