Ciastka orzeszki i świąteczne słodkości
Witajcie w drugi dzień Świąt :) Mam nadzieję, że ten szczególny czas spędzacie w radosnej atmosferze i znaleźliście również chwilę na odpoczynek. Bardzo dziękujemy za wszystkie miłe świąteczne życzenia – na blogu i na instagramie ♥
Tradycyjnie przed świętami kuchnia stała się naszym centrum dowodzenia, gdzie codziennie coś się działo. Jakimś cudem udało nam się wszystko całkiem zgrabnie rozłożyć w czasie, dzięki czemu uniknęliśmy nerwówki i przygotowań na ostatnią chwilę (no, prawie:)). Było co robić, bo co roku do sprawdzonych przepisów dołącza jakiś nowy… a jednocześnie z żadnego nie chcę rezygnować, więc, siłą rzeczy, roboty przybywa ;)
W tym roku nowością są ciastka orzeszki. Widywałam je już na blogach, więc wiem, że dla niektórych to tzw. „smak dzieciństwa”. Jednak ani ja, ani Hubert, nie znaliśmy ich wcześniej i pierwsze orzeszki w życiu zjedliśmy dopiero… jakieś dwa miesiące temu. Ot, zainteresowały nas w cukierni, to kupiliśmy :) No i okazały się być takie fajne, że od razu zaczęłam szukać formy do wypiekania, żeby zrobić je na święta. Myślę, że wejdą na stałe do (wciąż rozszerzającego się) świątecznego repertuaru, poza tym są idealnym dodatkiem do paczek :-)
Ciastka orzeszki
Składniki (na około 65-70 sztuk):
Kruche ciasto:
- 300 gramów mąki
- 200 gramów masła
- 100 gramów cukru (drobnego lub cukru pudru)
- 2 jajka
Wszystkie składniki (najlepiej zimne) szybko zagniatamy, formujemy w kulę i wstawiamy do lodówki na minimum pół godziny. Po schłodzeniu odrywamy z ciasta małe kawałeczki, turlając z nich kulki, a następnie pieczemy je w specjalnej patelni lub elektrycznym opiekaczu do orzeszków. Rozmiar kulek zależy od tego, jaką mamy formę – można to najlepiej sprawdzić poprzez włożenie porcji ciasta do zimnego opiekacza i zamknięcie pokrywy. Jeśli ciasto się „rozeszło” na boki, to kulka jest zbyt duża, a jeśli nie wypełniło dobrze całego otworu, to jest za mała. Czas pieczenia również trzeba „wyczuć”, bo będzie się różnić w zależności od urządzenia – najlepiej po prostu podglądać, kiedy uzyskają pożądany kolor :)
Masa orzechowa:
- 1 szklanka zmielonych orzechów włoskich
- 1/3 szklanki mleka
- 1/4 szklanki cukru pudru
- 100 gramów masła
Zmielone orzechy zalewamy gorącym mlekiem i odstawiamy do całkowitego wystudzenia (w tym czasie napęcznieją). Ucieramy masło z cukrem, dodajemy orzechy i miksujemy wszystko razem, aż masa będzie jednolita. Kremem wypełniamy połówki orzeszków i sklejamy je po dwie ze sobą. Najlepsze są na drugi dzień, kiedy smak się trochę „przegryzie” :)
„Ku pamięci” wrzucę jeszcze zdjęcia naszych pozostałych świątecznych słodkości. Zakładam, że jesteście najedzeni (albo wręcz przejedzeni), więc chyba nie będzie burczenia w brzuchu czy innych emocji :) Chociaż, jeśli ktoś nie może już patrzeć na jedzenie, niech lepiej nie ogląda :)))
Makowiec na kruchym cieście
Podobny zrobiliśmy po raz pierwszy dwa lata temu i od tamtej pory świąteczny makowiec musi mieć podobny wygląd :) Kojarzy mi się z zimowym krajobrazem: po obwodzie ciasta umieszczone są choinki, domki, kościół, natomiast gwiazdki w środku mają symbolizować nocne niebo.
Nasze „rodzinne” pierniczki
Zwykle nie trzymam się ściśle przepisów, a to jest chyba jeden jedyny wyjątek :) Z roku na rok powstają w niezmienionej formie, zawsze udekorowane orzechami włoskimi, płatkami migdałowymi i wiórkami kokosowymi. Bez nich po prostu święta nie smakują tak samo :)
Pierniczki z ziemniakami
To akurat jeden z tych przepisów, którego spróbowaliśmy właściwie z ciekawości… i został pozycją obowiązkową. Co roku powstaje ich większa ilość :) Są naprawdę zaskakujące (bo ziemniaków wcale nie czuć), a najlepiej komponują się z lukrem cytrynowym. Więcej na ich temat pisałam dwa lata temu, tam też znajduje się podlinkowany przepis :)
Pierniczki norymberskie
Pieczone na opłatkowych spodach. Nie zrezygnuję z nich za żadne skarby, mowy nie ma :) To smakowo-zapachowy obłęd – rok temu spróbowaliśmy ich po raz pierwszy i przepadliśmy, po prostu. Będę polecać każdemu, zawsze i wszędzie – a przepis możecie zobaczyć w zeszłorocznym wpisie :)
Piernikowe bombki
Klasyk :) Praca nad nimi do szybkich i łatwych nie należy (no dobra, powiem wprost: trzeba się nieźle „nadziubać”), ale za to są bardzo efektowne i trudno im się oprzeć :) W razie czego, po więcej informacji odsyłam do pierwszego wpisu poświęconego bombkom, sprzed dwóch lat.
To i tak jeszcze nie wszystko, bo na zdjęcia nie załapały się cztery niewielkie makowce – były „wykańczane” dopiero w wigilię i już nie zdążyliśmy zrobić pamiątkowej fotki. Na pewno pojawimy się tu jeszcze przed końcem roku, bo zostało jeszcze co nieco do pokazania (ale bez obaw, już nie do jedzenia:)). Tymczasem życzę wszystkim udanego poświątecznego czasu i do zobaczenia za kilka dni :)