Bransoletka Byzantine ze stali
Przychodzę dzisiaj z prostą i skromną bransoletką, takim „zwyklaczkiem” :) Właściwie miałam jej nawet specjalnie nie pokazywać (albo wrzucić kiedyś tam „przy okazji”)… ale ostatecznie zdecydowałam się z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że chociaż splot bizantyjski jest najczęściej przeze mnie używanym i pojawiał się tu w wielu różnych wariantach, to do tej pory nie poskładałam jeszcze takiej klasycznej bransoletki Byzantine, bez żadnych udziwnień :)
Drugi powód jest taki, że to będzie dobry wstęp do nowej serii biżuterii chainmaille ze stali chirurgicznej. Niektórzy nazywają ją też stalą jubilerską, nierdzewną lub szlachetną, w każdym razie chodzi mi konkretnie o stal 316L, żeby nie było niedomówień :) Jest hipoalergiczna, nie rdzewieje, nie śniedzieje, a przy tym jest elegancka (i może konkurować nawet z biżuterią srebrną). Z tych względów stała się moim ulubionym (obok miedzi) materiałem i obecnie „siedzę” w stali po same uszy :)
Tyle tytułem wstępu, więc bez zbędnego przedłużania przechodzimy do bohaterki dzisiejszego wpisu. Jak już mówiłam: to klasyczna „bizantyjka”, nic specjalnego ;)
Na zdjęciach z bliska bransoletka wygląda na znacznie masywniejszą niż w rzeczywistości. Tak naprawdę jest bardzo cienka i delikatna – ma zaledwie 4 mm grubości, bo poskładałam ją z ogniwek, które mają właśnie taką średnicę zewnętrzną. Chyba powinnam dodać, że oprócz stali chirurgicznej, ostatnio polubiłam też „miniaturyzację” i pracuję z coraz mniejszymi ogniwkami. Traktuję to trochę jak podnoszenie sobie poprzeczki, poza tym takie maleństwa wyglądają w realu na bardziej misterne i skomplikowane :) Wracając do bransoletki, ma 17 cm długości i waży tylko 6 gramów, więc praktycznie jej nie czuć na ręce.
Do urozmaicenia wpisu zawsze przydają się zdjęcia tzw. „w okolicznościach przyrody” :)
Chciałam jeszcze zaprezentować jak bransoletka wygląda na nadgarstku, ale bohaterem pierwszego planu zdecydowanie został ktoś inny :) Wystarczyło, że zobaczył wyciągniętą rękę podczas tych moich manewrów i potem trzeba było już tylko głaskać i głaskać… Chociaż, nie powiem, zdjęcie chyba tylko na tym zyskało ;)
Przy okazji muszę jeszcze koniecznie pokazać jaką niespodziankę zrobiła mi niedawno Ela (z bloga ELAU Rękodzieło). Tak jakoś wyszło, że napisałam u niej tysięczny komentarz (to się nazywa mieć szczęście) i z tej okazji otrzymałam piękne prezenty – cudną warstwową kartkę z wieloma dodatkami…
…oraz coś, co kompletnie rozłożyło mnie na łopatki: notes z przeuroczą haftowaną sówką, a w dodatku z naszym logo na okładce (!) No, tego to już się zupełnie nie spodziewałam :)
Elu, Ty dobrze wiesz jak bardzo mi się wszystko podoba, bo już pisałam, ale nie zaszkodzi raz jeszcze powtórzyć, że ogromnie dziękuję ♥ Ile fajnych ludzi można spotkać w tej blogosferze :)
…
I tym optymistycznym akcentem kończę na dziś, życząc jak zawsze udanego tygodnia i pięknej pogody. Dzięki, że wciąż zaglądacie ♥ Pozdrawiam ciepło i do zobaczenia następnym razem :)