Wiosenny poranek
Zdecydowanie nie jestem „morning person” – nie mam problemu z siedzeniem do późnych godzin wieczornych, za to rano zazwyczaj ciężko zwlec się z łóżka. Jednak raz na jakiś czas zdarza mi się ustawić budzik na jakąś „nieludzką porę”, żeby wybrać się (wraz z Małżem i psem) na długi spacer przez pola i obejrzeć wschód słońca. Mamy swoją stałą trasę, która liczy 6 kilometrów – taka wyprawa zawsze „daje kopa” i pozytywnie nastraja na cały dzień, szczególnie, kiedy dopisze szczęście i uda się zobaczyć różnych przedstawicieli fauny żerujących o poranku :)
Wschód słońca sprzed kilku dni zaliczam do najbardziej udanych jakie pamiętam – nie dość, że sam spektakl był bardzo ciekawy (słońce było przez cały czas delikatnie zamglone i dość „chłodne” jak na słońce), to jeszcze spotkaliśmy młodego koziołka skubiącego trawę, dostojne bażanty i mnóstwo uroczych wróbelków. Dodatkowo okazało się, że właśnie tego dnia przyleciały do naszego miasteczka bociany, które również prezentowały się bardzo okazale w porannym słońcu i spokojnie robiły „przegląd gniazda” :) Co nieco udało mi się nawet uwiecznić na zdjęciach – większość była robiona z daleka, bo niełatwo zbliżyć się do płochliwych zwierzaków, zwłaszcza z bardzo ciekawskim psem na smyczy ;) Zresztą, co tu dużo pisać, fotki powinny mówić same za siebie:
Jak widać, było pięknie, ciepło i słonecznie, niestety przedwczoraj pogoda nam się popsuła (ciemno, zimno, pada deszcz i w takich warunkach nie mam jak zrobić zdjęć kartek wielkanocnych…). Tym bardziej, pozdrawiam wszystkich wyjątkowo ciepło i życzę udanego weekendu mimo wszystko. Do zobaczenia następnym razem :)