Ślubne kolczyki z kryształkami
Na początku chcemy wszystkim bardzo gorąco podziękować za życzenia
– nie przypuszczaliśmy, że będzie ich aż tyle! Zresztą, nie chodzi tu nawet
o ilość, ale o jakość – każdym słowem sprawiliście nam mnóstwo radości! :)
(A gdyby w przyszłości miał się spełnić choćby tylko niewielki procent
z nich, to prawdopodobnie i tak będziemy najszczęśliwsi na świecie) :-)
Ogromne dzięki raz jeszcze!
…
A wracając do tematu: dziś mój kolejny malutki debiut :)
Mówi się, że: „potrzeba matką wynalazków” i chyba coś
w tym musi być, bo właśnie owa „potrzeba” zmobilizowała
mnie do pracy nad kolczykami. Powód był dość prozaiczny:
nie miałam żadnych, które mogłabym założyć w TEN dzień :)
Z wiadomych powodów chciałam, żeby były raczej eleganckie,
widoczne, zwracające uwagę, no i jeszcze pasujące do sukienki.
Ocenę, czy się udało, pozostawiam Wam :-)
Kolczyki powstały z 10 i 12mm kryształków rivoli w kolorze crystal,
oplecionych koralikami Toho (15/o i 11/o), do których dołączone są
jeszcze kryształki w kształcie migdałów (22x13mm), kolor crystal AB
(ale nie jest to takie „typowe” AB, bo mienią się w odcieniach złota).
Dodatkowo, migdały można łatwo zdjąć (wystarczy odgiąć kółeczko,
na którym są zaczepione) i wtedy uzyskamy krótszą wersję kolczyków.
Całość zawieszona jest na ozdobnych biglach z cyrkonią, a długość
całkowita wynosi 7,3 cm (natomiast po odłączeniu migdałów 5cm).
(zdjęcia-miniaturki można powiększać, więc jeśli chcecie
zobaczyć więcej szczegółów, to wystarczy kliknąć) :-)
Metodę oplatania rivoli podpatrzyłam w tutorialu Weraph,
ale zmodyfikowałam schemat po tym, jak pierwszy oplot
okazał się być o wieeele za luźny i za żadne skarby nie chciał
utrzymać kryształka. Myślę, że to raczej moja wina, bo może
nie potrafię wystarczająco mocno zaciągać żyłki, ale udało się
zapanować nad sytuacją, dzięki zmniejszeniu ilości koralików
w obwodzie i dodaniu jeszcze jednego rządka 15/o z przodu –
teraz jest ciasno jak należy i nie ma mowy żeby coś wypadło :)
Użyte koraliki to Toho 15/o Permanent Finish – Galvanized Starlight,
Toho 11/o Permanent Finish – Galvanized Yellow Gold, a także
Silver-Lined Crystal (zarówno jedenastki jak i piętnastki).
Jeśli mam być szczera, to trudniejsze od wyplecenia kolczyków
okazało się być… robienie im zdjęć :-) W ogóle biżuteria koralikowa
wymaga zupełnie innego „podejścia do tematu”, niż rzeczy, które
fotografowałam do tej pory, więc to trochę tak, jakby uczenie się
robienia zdjęć na nowo :-) Konieczne było inne ustawienie oświetlenia
(bo aparat trochę „głupiał” od blasku koralików), a także ciemniejsze tła
(moje standardowe białe w tym przypadku totalnie nie zdało egzaminu).
Na początku świetnie się sprawdził się rekwizyt w postaci sporego plastra agatu,
ale znacznie lepsze wydobycie kolorów zapewniło zupełnie matowe czarne tło.
Całkiem dobrym materiałem okazał się być również niewielki kawałek skóry
(nie jest to już tak intensywna czerń, a dodatkowo delikatnie odbija światło)
Ponieważ tył pracy jest równie ważny jak przód, pokażę jeszcze „plecki” :-)
(myślę też nad tym, żeby je całkiem zabudować, ale na razie nie umiem:))
Kolczyki zostaną ze mną, ponieważ darzę je wyjątkowym sentymentem
i to nie tylko dlatego, że to mój debiut z rivoli i pierwsza praca tego typu :-)
Gdyby ktoś był ciekaw, to zrobienie ich zajęło mi ładnych kilka godzin bez
żadnej przerwy (na dwa dni przed ślubem trzeba się przecież streszczać:))
a najtrudniejsze okazało się być łączenie wszystkich elementów w całość
(i oczywiście chowanie żyłki, które nie jest moim ulubionym zajęciem) :)
Kolczyki swój najważniejszy egzamin zdały w 100% pomyślnie i cały czas
spisywały się bez zarzutu – dzięki temu, że są dość lekkie i wygodne.
Nawet mi się spodobała ta zabawa z oplataniem rivoli
i sądzę, że na tej jednej próbie nie poprzestanę :-)
Miłego wieczoru :)