Czarne kaskady
Po pierwszych próbach z oplataniem rivoli dość szybko wzięłam się
za kolejne. Właściwie było to do przewidzenia (kto próbował, ten wie),
bo te śliczne kryształki mają w sobie coś, co zdecydowanie uzależnia :)
Znowu wzięłam na warsztat kolczyki, jednak tym razem w wersji
zupełnie odmiennej od poprzednich, których wygląd podyktowany
był w końcu ważnym wydarzeniem :) Dzisiejsze również są z gatunku
eleganckich, wieczorowych, ale także znacznie bardziej mrocznych,
z nutą gotyku – czyli mniej więcej wszystko to, co mi w duszy gra :-)
Poza tym, uważam, że czerń i czerwień to połączenie idealne, a tak
się akurat złożyło, że nadarzyła się okazja, aby je wykorzystać :-)
Dzięki moim blogowym koleżankom, poznałam niedawno blog
Danusi, na którym trwa obecnie bardzo fajna zabawa w kolory.
Polecam zajrzeć, zobaczyć, a najlepiej dołączyć jeśli macie czas :)
Na pierwszy kolor nie zdążyłam się załapać, bo był do końca lipca
(poza tym i tak nie miałam pomysłu na różowy), no ale tym razem
po prostu nie mogłam odpuścić, bo barwą sierpnia została moja
ukochana czerń :) Żeby było ciekawiej, należało ją połączyć z innym
kolorem (Danusia dała 3 opcje do wyboru) – a najbardziej przypadło
mi do gustu: „połączenie czerni z lekkim muśnięciem czerwieni” :-)
Bardzo na mnie podziałał ten cytat i od razu wiedziałam co zrobię :)
Kolejny raz oplotłam rivoli na bazie tutoriala Weraph i kolejny raz
zmodyfikowałam go nieco po swojemu (teraz poszło szybciej, bo już
wiedziałam co i jak). Jednak i tym razem nie obyło się bez trudności –
trochę musiałam się nagłowić jak zamocować długie kaskady czarnych
koralików Fire Polish, aż w końcu wyplotłam sobie takie „uszka”, które
całkiem nieźle spełniają swoją rolę. Dla „przeciwwagi” rozbudowałam
też górę kolczyków, dodałam po 3 Fire Polish, a całość zaczepiłam na
sztyftach z czarną kulką, które pasują tu idealnie. Kolczyki są z rodzaju
tych długich (10cm) i dyndających, które lubię najbardziej, a ich gotycki
styl sprawia, że zyskały obecnie miano moich ulubionych biżutków :-)
Muszę się jeszcze pochwalić jedną rzeczą – dzięki uprzejmości Agaty
(która podzieliła się schematem) udało mi się zrobić swoje pierwsze
rivolkowe „plecki” :-) Wzór musiałam trochę zmodyfikować z braku
Toho Treasure (którymi nadal nie dysponuję), ale coś tam wyszło :)
Jednak co plecki, to plecki – a kolczyki wydają się być „pełniejsze” :)
Materiały: szklane rivoli 12mm w kolorze siam, koraliki Toho 15/o i 11/o Opaque Jet,
4 mm Fire Polish Opaque Jet, czernione metalowe elementy, sztyfty z czarnymi kulkami.
Żeby dopełnić wszystkich „formalności” w zabawie,
wrzucam jeszcze wybrany banerek z łabędziami…
… a na koniec pozostało mi spełnienie 7 punktu regulaminu,
czyli dodanie kilku słów o moich upodobaniach do czerni :-)
Pominę już moje zachwyty nad tym kolorem i przejdę od razu do rzeczy :-)
Przez całe liceum i studia (w zasadzie później też) chodziłam od stóp do głów
na czarno – a wiązało się to również z tym, że słucham muzyki powszechnie
uznawanej za „ciężką”, więc w repertuarze miałam też czarne skóry i glany
do kolan :-) Moja szafa nadal w 80% składa się z czarnych ubrań i wciąż jest
to kolor, z którym rzadko kiedy się rozstaję – ale z wiekiem chyba już trochę
„złagodniałam”, bo coraz częściej sięgam po inne barwy. Jedyną dziedziną,
w której już tak czerni nie ubóstwiam, jest wystrój wnętrz. Pamiętam, że była
kiedyś moda na czarne meble, ale to zupełnie nie moje klimaty. We wnętrzach
bowiem najbardziej lubię… biel :) Najlepiej w ciepłym połączeniu z drewnem :)
Kończąc już te wywody, dziękuję wszystkim za pozostawiane tu
miłe słowa, które mobilizują mnie do dalszych eksperymentów
i różnych twórczych poczynań :) Udanej niedzieli życzę! :-)