Viking knit z różą
Witam po dłuższej przerwie, z tej strony męska połowa „Sowiarni” :-) Chyba będziemy musieli pomyśleć nad jakimś sposobem na lepsze rozróżnianie naszych wpisów, bo zwłaszcza teraz, kiedy trochę się „wymieniamy” technikami, może być ciężko z połapaniem się kto co zrobił :) Oczywiście pomijając już fakt, że ja się udzielam znacznie rzadziej (bo to dopiero mój 13 wpis… na 179 wszystkich opublikowanych, tak więc słabo, oj słabo) :-)
Ale wracając do tematu – kto pamięta naszyjnik z miedzianą różą, szybko się zorientuje, że dzisiejsza praca ma bardzo podobny (a właściwie niemal identyczny) motyw. Pomyślałem sobie, że fajnie byłoby stworzyć „coś” do kompletu – a minimum kolczyki i bransoletkę. O ile na kolczyki nie mogę się jeszcze do końca zdecydować (chyba powstaną dwa różne modele), pomysł na bransoletkę przyszedł od razu i wystarczyło go tylko wcielić w życie. W głowie mam jeszcze kilka innych wariacji na temat naszyjników i bransoletek z motywem róży, więc niewykluczone, że w przyszłości powstanie cała seria :-)
Fotki były robione jakiś czas temu – teraz już nie jest tak zielono (a jak jest można zobaczyć w poprzednim wpisie) :-) Jeszcze jedna rzecz – patrząc na zdjęcia możecie pomyśleć, że to bransoletka bez zapięcia, którą trzeba „wcisnąć” na rękę. Jednak nie trzeba się męczyć – zapięcie jak najbardziej tu występuje – później wyjaśni się gdzie dokładnie (a może macie swoje typy?) :-)
Jeśli chodzi o szczegóły techniczne: bransoletka została wypleciona techniką viking knit z miedzianego drutu o grubości 0,5mm. Na zdjęciach wygląda nieco bardziej masywnie niż w rzeczywistości – na ręce (kobiecej, bo na taką jest przewidziana) prezentuje się subtelnie i delikatnie, a jej grubość to zaledwie 6mm. Całkowita długość wynosi 19 cm, z czego plecionka zajmuje 15 cm, natomiast pozostałe 4 cm to długość róży wraz z łącznikami. Główka kwiatu ma średnicę około 1,3 cm.
Bransoletka na koniec została poddana oksydacji, a następnie dokładnie wycieniowana i wypolerowana, żeby uzyskać w miarę zadowalający efekt końcowy :-)
Na koniec zostawiłem jeszcze mały „bonus” w postaci ciekawostki z powstawania bransoletki. Początkowo pracuje się na czystej, niczym nie pokrytej miedzi i dopiero gdy produkt jest już całkowicie gotowy, można przystąpić do oksydowania. Po wyjęciu z oksydy bransoletka jest zupełnie czarna i czeka ją jeszcze długie polerowanie (w tym przypadku ręczne), żeby mogła nabrać ostatecznej „głębi” i efektu cieniowania:
I jeszcze jedna fotka zrobiona w trakcie polerowania :-) W ten sposób możemy uzyskać różne efekty i kolory od niemal całkowitej czerni, przez stalowoszary, rudy brąz, aż do wyjściowego „miedzianego”.
Dziękuję za uwagę, pozdrawiam wszystkich życząc udanego tygodnia i… miłego grudnia (bo wcale nie jest pewne czy napiszę coś więcej w tym miesiącu) :-)
Aaa… Zapomniałbym wyjaśnić tajemnice zapięcia: Róża! – to właśnie ona stanowi jednocześnie zapięcie bransoletki :-) Pod główką kwiatu jest ukryty zaczep, a po jego rozpięciu mamy osobno główkę i osobno łodygę. Jest to rozwiązanie całkiem „sprytne” i łatwe w obsłudze, nie trzeba się z nim męczyć, ale też nie powinno się samo rozpinać. Jak to często w życiu bywa – proste rozwiązania są najlepsze :-)
Ktoś dobrze wytypował? :)