Mały zielony aniołek
Wiem, że jeszcze styczeń się dobrze nie skończył, a już tak bardzo chce mi się wiosny! Cały ostatni tydzień był tak totalnie kiepski pogodowo, że non stop chodziłam nie dość, że śpiąca, ledwo żywa, to jeszcze z naelektryzowaną fryzurą a’la „wkurzony Chopin” i nawet kotów nie dało się normalnie pogłaskać, bo kopały prądem :))) Ależ mnie denerwuje ta obecna pogoda…
Co prawda wiosny sobie nie wyczaruję (bo jeśli o to chodzi, pozostaje jedynie cierpliwie czekać), ale może niewielki zielony (znowu!:)) aniołek wprowadzi nas w nieco radośniejszy, wiosenny klimat. Właściwie to wcale nie miałam zamiaru go pokazywać (bo nie bardzo jest co, hehehe:)), ale tak mi trochę głupio, że ostatni post 10 dni temu, a wciąż widzę ruch na blogu, nowe odwiedziny, komentarze… trzeba wziąć się w garść i pokonać pogodowego „niechcieja”, a tymczasem… tak, tak – post ratunkowy vel zapchajdziura :-)
Rozpisywać się nie będę – bo większość z Was jest już zaznajomiona z tą aniołową produkcją, a składniki to jak zawsze: stara deska, bejca do drewna, farby akrylowe, patyna, złota pasta i niewielki motyw bluszczu z pasty strukturalnej. No i oczywiście kilka warstw lakieru na koniec :)
Anioł może sobie stać (na w miarę równym podłożu) lub wisieć (z tyłu posiada haczyk do zawieszenia), a dzięki niewielkim rozmiarom (ok. 18cm wysokości) nie zajmuje dużo miejsca :) Mimo tego i tak wpada w oko, zwłaszcza kiedy trafi na niego promyk światła – ta złota pasta tak fajnie wtedy połyskuje :-)
No i już, szybko dzisiaj poszło :) Na koniec jak zawsze podziękuję po stokroć za wszystkie odwiedziny i komentarze, bo to właśnie one dają mi kopa do działania, kiedy wszystko inne zawodzi :) Pozdrawiam weekendowo, trzymajcie się ciepło i… byle do wiosny! ;)