Jesienny zegar
Lubię robić zegary. W sumie to dość odważne stwierdzenie, biorąc pod uwagę fakt, że do tej pory zrobiłam… aż dwa, włączając w to również ten dzisiejszy :) Pierwszy natomiast powstał w połowie stycznia tego roku, więc, jak w mordę strzelił, 10 miesięcy trzeba było czekać na kolejny. Ale podtrzymuję, że strasznie fajnie się z nimi pracuje, począwszy od zbijania desek, aż do wykańczania i dopieszczania :-) Moglibyście zapytać czemu w takim razie tak rzadko je robię… i to jest bardzo dobre pytanie, gdyż nie mam bladego pojęcia :))) Prawdą jest natomiast, że doba jest zdecydowanie za krótka, a do tego ciężko jest ciągnąć kilka srok za ogon, słowem: tak wiele nowych technik, a tak mało czasu…
A skoro już o czasie mowa, to wróćmy do urządzenia, które służy do jego odmierzania :) Ten zegar, tak samo jak poprzedni, został zrobiony ze starych desek, które pomalowałam bejcą do drewna. Jakoś tak spontanicznie przyszło mi do głowy, żeby nie malować wszystkich jednakowo, stąd trzy są w kolorze „kasztan”, a dwie „mahoń” :-) Całkiem ciekawy efekt, który chyba muszę jeszcze wykorzystać w przyszłości, jest tyle możliwych kombinacji… :)
Na deski naniosłam również dekupażowe liściaste motywy – jedne z papieru, a inne z serwetki. Trochę od niechcenia przeciągnęłam je jeszcze miejscami złotą farbą, która połyskuje pod odpowiednim kątem. Później trochę popaćkałam patyną, polakierowałam całość i… na koniec zostawiłam sobie taką „wisienkę na torcie” – a właściwie wcale nie wisienkę, tylko kasztany :-) Przykleiłam je do zegara w miejscach, które wyznaczają godziny: „12”, „3”, „6” i „9”, czyli te cztery podstawowe. Co prawda, były w planie wszystkie 12, ale stwierdziłam, że tyle mi wystarczy i będzie w sam raz :)
Jedyne co mi się w tym wszystkim nie podoba, to zdjęcia. Przypomniałam sobie, że muszę zrobić fotki, dosłownie kilka minut po zachodzie słońca, więc wszystko odbywało się „w biegu” przy zapadającej szarówce – a mój aparat niezbyt dobrze znosi takie warunki: nie łapie ostrości, przekłamuje kolory, dodatkowo lakier na zegarze jakoś dziwnie się odbijał… Zdjęcia wyszły dosłownie tragiczne, ale kilka z nich udało się nieco podratować w GIMPie – no i są jakie są, lepsze już nie będą. W rzeczywistości zegar wygląda znacznie lepiej :)
A tak prezentuje się z tyłu :) O niebo lepiej niż poprzednio, bo w końcu dorobiłam się frezarki górnowrzecionowej, więc wszystko jest gładko i elegancko, bez „wychamrania” :-)
Zegar zgłaszam na urodzinowe kasztanowe wyzwanie do Różanego Kącika
(mam nadzieję, że „godzinowe” kasztany się nadają) :-)
…
… jak również na wyzwanie w Magii Tworzenia, którego tematem jest „Czas”
(można go rozumieć dwojako: czas jesieni, albo w kontekście zegara) :)
…
… natomiast z racji występujących kolorów również do KTM :)
…
I to by było wszystko na dziś :) Nie będę już przedłużać, bo strasznie zabiegana jestem ostatnio – a dodatkowo mam wrażenie, że po tej zmianie czasu doba jeszcze bardziej się skróciła, o 16:00 jest już kompletnie ciemno, masakra :( Trzeba się zacząć przyzwyczajać niestety.
Jak zawsze, dziękuję za wszystkie odwiedziny i pozostawiane słowa. Przed weekendem już się tutaj raczej nie pojawię, więc życzę miłego i do zobaczenia :-)