Świąteczne wypieki :)
Ja wiem, że już po świętach i zapewne niektórzy nie mogą patrzeć w kierunku jedzenia, sorry :) Dokładnie 10 dni temu, przy okazji posta z piernikowymi bombkami wrzuciłam zdjęcie podsumowujące tegoroczne „pierniczenie”. Po pracochłonnym dłubaniu (zwłaszcza koronek) miałam już tego tak serdecznie dość, że nie sądziłam, że cokolwiek jeszcze powstanie w temacie kulinarnym… a powstało sporo :) Zastanawiam się, czy to już objawy masochizmu, czy zwyczajnie lubię się bawić jedzeniem (co ciekawe, w dzieciństwie w ogóle tego nie robiłam) :-)
Moje standardowe pierniczki są dość twarde (zaczynają nieznacznie mięknąć dopiero po leżakowaniu w puszce), ale w tym roku wyjątkowo chodziły za mną takie mięciutke i puszyste :) Niestety nie pomyślałam, żeby nastawić wcześniej ciasto dojrzewające, ale z pomocą przyszedł mi ten przepis na pierniczki z… ziemniakami :) Idealny na ostatnią chwilę, a poza tym wychodzą naprawdę pyszne, ciężko się powstrzymać przed zjedzeniem kolejnego. Oczywiście ziemniaków nie czuć wcale, wszyscy z rodziny się dziwili :-) Część pierniczków nadziałam dodatkowo powidłami śliwkowymi, to dopiero było niebo w gębie :)
Jak już się rozpędziłam z tymi powidłami, to zaczęłam główkować, co by tu jeszcze nadziać :-) Miałam przygotowane ciasto na cztery pierniki (do podłużnej formy „keksówki”), więc postanowiłam zrezygnować z jednego i zamiast tego zrobić piernikowe cake popsy (przy użyciu silikonowej foremki, jak tutaj). Trochę się obawiałam efektu końcowego, bo jeszcze nigdy nie robiłam tych kulek pieczonych od razu z nadzieniem w środku – ale zupełnie niepotrzebnie, bo wyszły okrąglutkie, a do tego obłędnie pachnące. Darowałam sobie już maczanie ich w polewie czekoladowej, żeby przypadkiem nie „zgubić” tego smaku :)
Na koniec zostawiłam swojego faworyta, który właściwie jest bardziej „mężowy” niż mój – Hubert jest specjalistą od makowca na kruchym cieście, więc prawie wszystko zrobił sam (ja ogarnęłam wyłącznie efekt wizualny, czyli wycinałam i układałam kształty) :-) Po obwodzie ciasta umieszczone są choinki, domki, nawet jakiś kościół się trafił, natomiast gwiazdki w środku mają symbolizować nocne niebo – chciałam uzyskać efekt zimowego krajobrazu widocznego z każdej strony – mam nadzieję, że choć trochę to widać :) Choinki i gwiazdki są zrobione przy pomocy foremek, ale domki już „na piechotę” (czyt. ręcznie), dlatego wyszły nieco koślawo – nie jest łatwo wycinać w kruchym cieście :)
Zostało nam jeszcze trochę masy makowej i ciasta, więc do kompletu dorobiliśmy mniejsze tartaletki – każda symbolicznie z jednym domkiem, choinką i kilkoma gwiazdkami. Razem z pierniczkami i cake popsami trafiły do świątecznych paczek dla najbliższych (a duże ciasto wjechało prosto na wigilijny stół) :-)
Obowiązkowe zdjęcie rodzinne być musi, bez tego nie ma konsumpcji :) …
To jeszcze nie jest ostatni wpis w tym roku – takowy pojawi się pojutrze, z noworocznymi życzeniami (i może jakimś podsumowaniem) :-) Dziękuję za odwiedziny i życzę wszystkim udanego tygodnia :)